Dlaczego znikają strony z filmami i plikami? Kulisy zamknięć serwisów internetowych

Pamiętasz te czasy, gdy wystarczyło jedno kliknięcie na Zippyshare i już miałeś nowy film na wieczór? Albo jak ciocia z Podlasia wysyłała rodzinne zdjęcia przez Chomikuj? No właśnie. Te strony znikają, a my zostajemy z pytaniem: co tu się, do licha, dzieje?

Internetowe imperia padają jak muchy

To trochę jak z ulubioną budką z kebabem, która pewnego dnia po prostu… zniknęła. Bez ostrzeżenia, bez pożegnania. Tak samo Zippyshare czy AnyFiles — jednego dnia działają, drugiego zostają tylko wspomnieniem i masa niedziałających linków w starych forach.

Zippyshare – po cichu do piachu

Był jak ten stary znajomy z osiedla – nie pytał, co wgrywasz, nie oceniał. W marcu 2023 roku powiedział „do widzenia” z powodu rosnących kosztów i malejących zysków. Ale nie oszukujmy się – to nie tylko Excel go zabił.

Na karku siedziały mu całe armie antypirackie. Nie przeszkadzało im, że Zippy nie sam wrzucał treści – wystarczyło, że miał drzwi otwarte. I jak tu prowadzić biznes, gdy cały świat chce cię zamknąć?

Chomikuj – polski nieśmiertelny

Chomikuj.pl to trochę jak disco polo – niby nikt nie słucha, a zna każdy. Mimo wielu batalii prawnych i gróźb zablokowania, ten chomik wciąż żyje i gryzie. Dlaczego? Bo działa legalnie. Przynajmniej w teorii.

Antypiraci jednak mają swoje zdanie. Zarzucają, że serwis nie śpieszy się z usuwaniem treści i że… no cóż, promuje najpopularniejsze pliki, a te często nie są do końca „czyste”.

AnyFiles – zniknął szybciej niż kot domowy, gdy otworzysz odkurzacz

Ten serwis był, a potem go nie było. Bez pożegnania, bez dramatu na Facebooku. Po prostu puff! Czasem wystarczy jedno pismo od prawnika, by właściciel uznał, że ma ciekawsze rzeczy do roboty niż walka z sądem przez 5 lat.

Bywa też, że do gry wkraczają większe ryby – FBI, Europol. I wtedy to już nie zabawa. W 2020 roku zrobili czystkę jak w Windowsie po kliknięciu „usuń wszystko i zresetuj system”.

Kto stoi za „polowaniem na piratów”?

Nie tylko FBI czy ABW. Za kulisami działa cały zestaw organizacji, które ścigają nielegalne udostępnianie treści z większym zapałem niż fan „Gry o tron” czekający na kolejny spin-off.

Główne siły nacisku

  • MPAA – hollywoodzkie „CIA filmowe”. To oni zamknęli Megaupload. Tak, TO Megaupload.
  • BREIN, FAPAV, ACE – brzmi jak nazwy zespołów techno, ale to organizacje walczące z piractwem w Europie.
  • ZPAV, SFP, BSA – nasi lokalni zawodnicy od muzyki, filmów i oprogramowania.

Ich celem nie są już tylko pojedyncze osoby, ale całe infrastruktury. Nawet jeśli serwis mówi „my tylko udostępniamy miejsce”, to i tak może mieć problemy. Jak wynajmujący garaż, w którym ktoś składa rakietę balistyczną – tłumaczenie „nie wiedziałem” nie wystarczy.

Jak wygląda walka w praktyce?

  • Boty i skrypty monitorujące treści na stronach.
  • Zgłoszenia z żądaniem usunięcia plików (czasem bardzo nieuprzejme).
  • Pisma z wezwaniami do zamknięcia działalności.
  • I wreszcie: prawdziwe działania policyjne – z konfiskatą serwerów i czasem nawet z kajdankami.

I tak się kończy marzenie o cyfrowej wolności, jeśli nie umiesz dobrze czytać regulaminów i mieć dobrego prawnika w kontaktach.

Czy te strony znikają na zawsze?

To zależy. Niektóre znikają na dobre – tak jak Napster (ten oryginalny, nie ten od reklam na TikToku). Inne wracają w przebraniu, jak złodziej z kreskówki, co założył fałszywe wąsy i udaje kogoś innego.

Co się dzieje po zniknięciu?

Serwery idą w niebyt, a dane użytkowników – czasem w ręce służb. Nie brzmi to jak najlepszy backup na świecie. Dlatego – powiedzmy to głośno – nie trzymaj niczego ważnego na serwisach, które wyglądają jak projekt zrobiony na zaliczenie z informatyki w gimnazjum.

Czasami strony są blokowane lokalnie przez dostawców internetu. W Polsce Chomikuj miał już swoje dramaty w tym temacie, a gdzie indziej blokady lecą dzięki współpracy na poziomie międzynarodowym. Bo przecież nic tak nie łączy narodów jak wspólna walka z torrentami.

Gdzie teraz ukrywa się „szara strefa”?

Na miejsce każdej zamkniętej strony wyrastają dwie nowe, jak głowy hydry. Tylko że teraz są bardziej sprytne – zdecentralizowane, peer-to-peer, z szyfrowaniem takim, że nawet Elon Musk by się podrapał w głowę.

Darknet, blockchain, serwery ukryte w rajach podatkowych. Ale nawet tam nie ma spokoju – AI śledzi, kryptowaluty przestają być anonimowe, a urzędy skarbowe zaczynają czytać Reddita.

Wnioski? Piractwo ma się dobrze, ale musi się nieźle napocić

Można by powiedzieć, że to gra w kotka i myszkę. Ale ta myszka ma VPN, Tor i konto na Telegramie. A kot… ma garnitur i pracuje w kancelarii prawnej.

Nie da się całkowicie wyeliminować piractwa, ale można mu znacznie utrudnić życie – i to się właśnie dzieje. Dlatego co jakiś czas znikają kolejne serwisy, a my wracamy do legalnych źródeł… przynajmniej na chwilę.

Bo choć jeden serwis zniknie, to internet nie znosi próżni. I zawsze ktoś wymyśli nowy sposób na obejście systemu.

Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Wróć na górę

Strona korzysta z plików cookies, aby korzystać z naszego portalu zaakceptuj - politykę prywatności.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close